Witamy
Wyszukiwanie
Trochę chamstwa i kultury, czyli lustro kontra łopata.

Były już rozważania o wyższości pewnych świąt nad innymi. Teraz przyszło mnie zmierzyć się z innym problemem, w dodatku naprawdę poważnym, a mianowicie fotografowaniem w tłumie. Zacznę od początku...

Jakiś czas temu pewien prezes pewnej firmy produkującej sprzęt fotograficzny oznajmił, że jeżeli szybko czegoś nie wymyśli to jego firma i jej podobne upadną. Jako że jest to istotne dla dalszych rozważań wspomnę, że firma produkuje między innymi lustrzanki. Według prezesa właśnie owe lustrzanki są gwoździem do firmowej trumny. Nie, żebym się jakoś szczególnie martwił o losy prezesa, ale zaprawdę trudno mi pojąć, że lustrzanki pogrążają w kłopotach ich producenta! Dodatkowo szlag mnie nagły trafił, gdy to usłyszałem, bo niedawno w końcu skompletowałem swoją lustrzankę marzeń i snów, a teraz ktoś mi oznajmia, że to przeżytek. O co chodzi? Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest prosta. Na rynku jest co raz więcej urządzeń mobilnych, czyli smartfonów. Nie, to nie jest mój wniosek. Sam prezes to wymyślił. I choć z prezesami zgadzam się zazwyczaj tylko, dlatego że mi płacą, to akurat jego wypowiedź skłoniła mnie do kilku przemyśleń.

Smartfony już niedługo będą wyposażone w mikrofalówkę, deskę do prasowania oraz wiele innych równie przydatnych gadżetów, jak np. piwnica w namiocie. Póki co mają do zaoferowania kiepski zasięg sieci telefonicznych oraz wątpliwej wytrzymałości baterie. Tak naprawdę są niczym piłka lekarska, która bynajmniej nie leczy. Łatwiej nimi dzisiaj włączyć pralkę z modułem Wi-Fi niż zadzwonić do kogoś bliskiego. Z generacji na generację robią się też coraz to większe i dzięki temu coraz „poręczniejsze”. Niedługo zamiast pokrowców będą sprzedawać do nich plecaki, a w gratisie będziemy dostawać dedykowane trzonki. W pełni kompatybilny trzonek w prosty sposób zamieni nasz 4 calowy smartfon w całkiem funkcjonalną saperkę. Jest jednak mały wyjątek, który nadaje sens temu wszystkiemu, a mianowicie wbudowany „aparat fotograficzny”. Ma on pewną dodatkową funkcję, aktywującą się automatycznie zaraz po tym, jak jego właściciel uda się na jakieś ciekawe wydarzenie kulturalne (koncert, przedstawienie, wystawa). Nie mam pojęcia jak to działa, ale poraziła mnie ta technologia. Funkcja uruchamia się niepostrzeżenie, dyskretnie. Za pomocą czegoś (fale, impuls elektryczny?), aktywuje u właściciela urządzenia niczym niepohamowaną żądzę fotografowania wszystkiego co jest w zasięgu wzroku, w każdym miejscu i o każdym czasie. Ogarnięty fotograficznym szałem nie zastanawia się, że:

a) osoba fotografowana może sobie tego nie życzyć;

b) wystawianie tych coraz większych „łopat” (na razie bez trzonka), zasłania widok innym;

c) są na sali osoby, może nawet więcej niż trzy, które przyszły, żeby obcować ze sztuką (wiem, dziwnie to brzmi), a wymachując im przed oczami świecącym telefonem zwyczajnie im się przeszkadza. A to już jest zwykłe i pospolite chamstwo. Mogłem się o tym przekonać podczas pewnego koncertu. Otóż jako fotograf z akredytacją na owe wydarzenie, byłem pilnowany przez ochronę niemal jak przestępca albo potencjalny zamachowiec. Miałem przecież plecak wypchany jakimś dziwnym sprzętem, który mógł eksplodować w każdej chwili ;-). Pełna obstawa i określony czas na wykonanie swoich zdjęć. Czas minął i do widzenia. Wychodząc z koncertu pod eskortą (czułem się naprawdę wyróżniony), widziałem cwaniaka, który robił zdjęcia, bez żadnego skrępowania, właśnie smartfonem. Nie, to nie cwaniactwo. Nie mylmy pojęć. To mieszanka zwykłego chamstwa z pospolitym złodziejstwem. Moim zdaniem taki buc nie grzeszy też inteligencją i najwyraźniej pomylił miejsca. Dlaczego? Dlatego, że mógł wygodnie usiąść przed komputerem, odpalić jeden z wielu serwisów internetowych oferujących za darmo całe filmy i koncerty i łykając browara, oddać się przyjemności obcowania z dobrami kultury. Po co płacić prawie dwie stówy za bilet? Po to, żeby sobie pofocić „łopatą” bez skrępowania? Masakra jakaś. Ale to nie koniec. Drugą fotograficzną zarazą po smartfonach są tablety. Aby było jasne, jestem absolutnie za korzystaniem z dobrodziejstw technologii. Ale używajmy jej z głową. Robienie tabletem wakacyjnych zdjęć - jeśli komuś to pasuje - jest ok. Ale posługiwanie się nim w czasie jakiegoś wydarzenia kulturalnego jest zwykłym chamstwem. Ktoś z Was może zapytać, co znowu mi się nie podoba. Ano nie podoba mi się sposób fotografowania wyżej wymienionym ustrojstwem. Aby wykonać zdjęcie trzeba przyjąć postawę na zombi (w naszym przypadku fotozombi), czyli ciało wyprostowane, wyciągnięte ręce (czasem wysoko) dzierżą tablet rozmiarów deski. Często łokcie jeszcze są odchylone na zewnątrz, aby trzymanie było pewniejsze. Takiego „fotografa”, obserwowałem na innym koncercie. Reprezentował poczytny wrocławski portal. I ja, i on mieliśmy akredytację, podobnie jak kilkunastu innych fotografów. Po cholerę nam była ta akredytacja. Ów jegomość zawładną całą przestrzenią i robił zdjęcia bezpośrednio ze sceny 10 calowym tabletem! A za nim kilkunastu fotografów z aparatami, z długimi lufami bezsilnie zwieszającymi się z ramion. Wyyyć się chce… Naprawdę rozumiem, że technologia się zmienia i cały świat się zmienia. Ale jeżeli tak to ma wyglądać to ja dalej nie jadę. Wysiadam. Znowu chamstwo i znowu bezmyślność. Naprawdę nie wiedzieć czemu wszyscy ci ludzie sądzą, że te zdjęcia wnoszą cokolwiek do czegokolwiek. Już nie mówię nawet o jakichkolwiek wartościach artystycznych (przepraszam za to słowo - artystycznych). Niech to będzie chociaż fajna pamiątka. Niestety nie, nie będzie. W najlepszym wypadku będzie to poruszone i nieostre coś, co podczas przeglądania folderu „photo” usuną szybciej niż im się wydaje.

W tym miejscu nasuwa mi się pytanie. Dlaczego po prostu nie pozwolić pracować fotografom i fotoreporterom? Tak, tak jest taki zawód. Są to ludzie, którzy dysponując odpowiednim sprzętem oraz umiejętnościami, zrobią naprawdę piękne fotografie. Osobiście nie zgadzam się z tezą, że to nie sprzęt czyni fotografa. No, przynajmniej nie do końca. Teraz trzeba odpowiedzieć na inne pytanie: czy smartfon lub tablet uczyni kogoś fotografem? Nie! Nie uczyni! Tak wiem, trzeba będzie zapłacić jakieś 25 złotych za przewodnik lub album. Ale czy to tak wiele? Opatrzony nierzadko ciekawym komentarzem mogą stanowić cenną pamiątkę. Większość z tych fotografii ukazuje się też w Internecie, tak więc nie trzeba za nie płacić. Skoro idziecie już na ten koncert, czy do teatru to znaczy, że jednak zależy Wam na obcowaniu ze sztuką. No, chyba że udajecie się tam bo wypada lub należy się pokazać jak na niedzielnej mszy (bez obrazy). Jeśli jednak idziecie tam z autentycznej potrzeby, to czerpcie z tych chwil jak najwięcej. Delektujcie się muzyką, spektaklem zamiast zajmować się rzeczami, które w efekcie i tak potraktujecie komendą „delete”. Fotografia również jest sztuką. Uwierzcie mi. Nie dewaluujcie jej swoimi telefonami, smartfonami i tabletami.

Heretique

Ateliora na Facebook Odwiedź naszą stronę na facebooku i zostań naszym fanem, a dowiesz się przed innymi o wydarzeniach i konkursach związanych z naszym portalem.
Creative Commons Nasz serwis pozwala nadawać każdej fotografii oznaczenia o prawach autorskich bazujących na rozwiązaniach Creative Commons. Kliknij na logo aby dowiedzieć się więcej o międzynarodowym projekcie Creative Commons.